Takie kwadratowe jaja mogą wydarzyć się jedynie w sławetnym Kozim Grodzie! Nie będę wyliczał tutaj wszystkich paradoksów i nietypowych zachowań, objawień i arabskich pomysłów, jakie w przeciągu historii tej miejscowości miały miejsce, bo wypadałoby napisać całkiem obszerny wolumin, a i chwalić się nie ma naprawdę czym! Bez względu na to, kto ponosi odpowiedzialność za olanie ułańskiej asysty, prawda jest jedna – miało to miejsce w Pacanowie! I już zawsze będzie się to kojarzyć z tą miejscowością, a nie z konkretnymi osobami! A sławy i chwały na pewno nie przysporzy!
Kiedy bodajże w marcu br. ks. dr Paweł Kurek, wikary pacanowski i katecheta w naszym gimnazjum zapytał mnie o możliwość zorganizowania ułańskiej asysty na powitanie kopii cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, odpowiedziałem właściwie bez namysłu – asysta będzie! Bo chociaż postanowiłem nigdy nie pokazać się w mundurze ułańskim w Pacanowie (przeczuwając że coś właśnie takiego może się wydarzyć) – to przecież Matce Boskiej Częstochowskiej nie wolno odmówić, tym bardziej, że była i jest patronką 8 Pułku Ułanów księcia Józefa Poniatowskiego i widnieje na naszym sztandarze!
Jako bazę wypadową wyznaczyliśmy posesję moich przyjaciół Grażyny i Marka Andrzejewiczów w Karsach Dużych, gdzie na codzień mam swoją kawaleryjską enklawę jeżdżąc w każdej wolnej chwili na ich koniach, Passacie i Pajacu. Początkowo miało być pięć koni – (w tym oba miejscowe), dwa z Bałtowa od Krzysia Dyka i Stasiu Jucha z Alexem. Potem "doszedł" Piotrek Staniszewski z Erykiem. Później dowódca Jan Znamiec przyrzekł przyjechać z dwoma końmi, Zgłosili gotowość zameldowania się ze swoimi końmi Krzysiu Fularski i "Roch" Kowalski. Dziewięć koni to już dużo jak na asystę. Przygotowania ruszyły pełna parą! Konie z Kars były prawie codziennie odpowiednio przyzwyczajane do jazdy w terenie zabudowanym, wszelkich kolorowych dekoracji i posłusznego stania w miejscu. Jednocześnie trwało przygotowanie bazy wypadowej na przyjęcie ułanów, szukanie i dopasowywanie brakujących elementów kawaleryjskiego wyposażenia. Bardzo to wszystko przeżywała Pani Alfreda, mama Grażyny, która cały czas martwiła się, czy aby coś wypadnie nie tak! Ponieważ jednak ładniej wyglądałaby asysta w szyku trójkowym, potrzebny był jeszcze jeden koń. Użyczyli go "po sąsiedzku" państwo Musialikowie z Kars Dolnych.
30 czerwca około godziny 11.00 ułani zaczęli po kolei meldować się w stanicy w Karsach Dużych. Ułan z Sącza wraz z niezawodną córką Olą, ułan z Bałtowa z dwoma końmi i czterema luzaczkami oraz z synem Konradem. Pięć koni wyjechało na patrol do Pacanowa, aby oswoić "przyjezdne" rumaki z Kozim Grodem. Gotowość do wsiadania wyznaczono na godz. 15.30. Ostatnie konie dojechały 15 min. wcześniej. Dwadzieścia minut później kawaleryjska asysta w sile 10 koni w szyku trójkowym wyruszyła na miejsce powitania. Z przodu dowódca Jan Znamiec na Juniorze, za nim poczet sztandarowy – Jarosław Banasik na Emirze, chorąży Rafał Kowalski na Ramzesie, Bartek Litwiński na Wiwacie. Druga trójka – Krzysztof Dyk z lancą na Kampim, Zdzisław Krzyżostaniak na Apardzie, Piotrek Staniszewski z lancą na Eryku, w trzeciej trójce Marcin Andrzejewicz na Passacie, Marek Andrzejewicz na Pajacu i Krzysztof Fularski na Dukacie.
Po dojechaniu do rynku zrobiliśmy w fasonem rundę honorową, zobaczyliśmy miejsce przekazania obrazu pod kościołem i udaliśmy się na miejsce oczekiwania! Nasz przejazd wzbudził zrozumiane zainteresowanie, bo już wcześniej rozniosło się po Pacanowie, że ułani będą eskortować obraz. W tym czasie kapłan odpowiedzialny za całość uroczystości zapowiedział naszą asystę, wymieniając nazwę Szwadronu i fakt posiadania na naszym sztandarze wizerunku Czarnej Madonny. Prosił o pozostawienie wolnego miejsca na placu przed kościołem dla koni, co jeszcze wzmogło zainteresowanie zebranych!
Pięć minut przed wyznaczonym czasem oddział stanął w wyznaczonym miejscu oczekiwania na obraz Ustawiliśmy się szpaler po obu stronach drogi. Dojechało kilkadziesiąt osób, aby oglądać sam moment przejęcia obrazu! Dzieci robiły sobie z nami zdjęcia. Po kilkunastu minutach od strony Szczeglina doleciały nas odgłosy policyjnego radiowozu. To zbliżał się konwój z samochodem – kaplicą! Po chwili samochody pojawił się na zakręcie! Policyjny radiowóz, kaplica i wóz OSP Pacanów! Dowódca wyciągnął szablę, dał rozkaż "Baczność". Konwój zbliżył się do nas i…. nie zwalniając ani na moment pojechał dalej!!! Jeszcze tylko kilkanaście sekund słychać było sygnały radiowozu i widać migające "koguty". Zaraz zniknęli zjeżdżając w dół ul. Stopnickiej! Jakby w ogóle nie zauważyli stojących ułanów i parafian!
Totalny szok! Tylko tyle można było w pierwszej chwili powiedzieć! O co tutaj, w ogóle chodzi? Przecież zapewniano nas o dokładnych ustaleniach z kustoszem obrazu! W tym samym czasie wierni zgromadzeni pod kościołem przywitali samochód z obrazem, który wjechał pod eskortą policyjną z taką prędkością, jakby wiózł konwojowanych do aresztu przestępców, a nie kopii cudownego obrazu Pani Jasnogórskiej. Wszyscy, jak się okazało, czekali dalej na zapowiadaną asystę ułańską, słuchając wrażeń tych, którzy widzieli nas wcześniej! Nie doczekali się! Spokojnie stępem i bez tradycyjnego śpiewu wróciliśmy do Kars. I tak wyglądała w Pacanowie ułańska asysta obrazu!
Nigdy jeszcze nie czułem się tak poniżony i zlekceważony. Paliłem się ze wstydu przed moimi Kolegami i znajomymi. Ponad sześć lat temu wyłączyłem się z aktywnego życia społecznego w Pacanowie, gdyż przekonałem się, że nie sposób jest tutaj przeprowadzić jakiejś nowatorskiej inicjatywy bez potykania się o kłody rzucane pod nogi i zazdrość o przysłowiowe "byle co". Ale wszystkie moje przejścia z czasów działalności w samorządzie gminnym to naprawdę nic wobec tego, co spotkało nas 30 czerwca br.
Ułańska asysta, która miała być ukoronowaniem mojego 27–letniego pobytu w Pacanowie, miała być prezentem imieninowym dla mojej wspaniałej żony Haliny za wspieranie kawaleryjskiej pasji męża – stała się wielkim upokorzeniem dla mnie i moich Kolegów. Jak wspomniałem wcześniej, miałem to wewnętrzne przeczucie, że coś jednak będzie nie tak! Niestety, po raz kolejny przeczucie mnie nie myliło… Bo to jest Pacanów. Gdyby to miało być w Chmielniku, burmistrz Zatorski na pewno stanąłby do powitania obok koni i sam zatrzymał konwój.
Nie jest moją intencją szukać winnego tego bałaganu! Bez wapienia nie zawiniła tutaj tylko jedna osoba! Zawinił zapewne słaby przepływ informacji pomiędzy osobami odpowiedzialnymi za organizację peregrynacji. Już Mikołaj Rey pisał:
"Ksiądz wini pana, pan księdza
A nam biednym zewsząd nędza"
Ale skoro policja i kustosz obrazu zobaczyli nagle na drodze ułański szpaler – to chyba każdy normalny człowiek powinien zareagować tylko w jeden sposób – oni czekają na obraz! Kiedy członkowie Rady Parafialnej w minorowych nastrojach udali się do kustosza obrazu o wyjaśnienie tej żenady, ten po prostu schował się!
Parafia Pacanowska pokryła tylko koszt wynajmu i transportu koni z Bałtowa, i organizację posiłku. Moi Koledzy ułani przyjechali praktycznie na własny koszt z prywatnymi końmi! Był to ich wyraz uznania dla mojej kilkuletniej działalności w Szwadronie! Wszyscy ponieśli koszty tego wyjazdu – zamykając, swoje firmy, warsztaty, kancelarie adwokackie, biorąc bezpłatne urlopy w pracy! Spore koszty ponieśli również nasi gospodarze z Kars Dużych, nie mówiąc o ich dużym emocjonalnym zaangażowaniu! O swoich wydatkach już nie wspomnę.
Pragnę jak najserdeczniej podziękować wszystkim Kolegom ze Szwadronu za niezawodne przybycie, Pani Alfredzie Kupiec za wsparcie duchowe, Grażynie i Markowi, ich dzieciom – Marcinowi i Ani za gościnę dla koni i ułanów, moim Teścom i żonie za posiłek dla ekipy z Bałtowa. Pragnę również podziękować ks. Kurkowi i tym członkom Rady Parafialnej, którym bliska była idea kawaleryjskiej asysty – Stasiowi Stańczykowi, Włodkowi Górskiemu i Heniowi Górze! Następnej takiej okazji już nie będzie! No chyba, że ktoś zaprosi Szwadron na pokaz po cenie komercyjnej – 1500 zł od jednego konia!
Kiedy wracaliśmy przez Karsy Duże, na jednej z posesji pojawiła się sędziwa mieszkanka. Otarła szybko oczy i kilkakrotnie uczyniła ręka znak krzyża, błogosławiąc nam na drogę! I wtedy zrozumiałem, że właściwie już dla tej tylko staruszki warto było zorganizować ten przejazd. Ona szczerze wzruszyła się na nasz widok.
A może to właśnie sama Matka Boska błogosławiła nam jej rękami …
Przed zsiadaniem z koni dowódca rtm Jan Znamiec powiedział: "Dzisiaj udowodniliśmy, że można zrobić coś nie dla poklasku, nie dla publiczności, tylko dla kolegi. Poklask już mieliśmy nie raz, kwiaty i moc publiczności również. Każdy z nas przyjechał tutaj dla Jarka Banasika. Bo on jest zawsze z nami. Na cześć Jarka hip hip!" Gromkie "Hurra" było dla mnie najwspanialszą rekompensatą za przykre doznania dnia dzisiejszego. Ze ściśniętym gardłem ruszyłem kłusem do Kars Dolnych, aby oddać Emira właścicielom i podziękować im za życzliwość.
ułan Jarosław Banasik |