|
|
|
|
|
|
|
|
'VIVAT HUSZAR' 2012 |
Właśnie pod taki zawołaniem odbyło się "II Tradycyjne Spotkanie Kawalerzystów Basenu Karpackiego" na Węgrzech, w miejscowości Ópusztaszer. Cała impreza trwała trzy dni od 18 do 20 maja br. i była umiejscowiona w Narodowym Parku Pamięci Historycznej.
Ja miałem okazję brać udział w tym spotkaniu korzystając z zaproszenia 2 Pułku Szwoleżerów, a cała delegacja składała się z czterech osób. Byli to: Dawid STENZEL, Daniel PODOLSKI, a całością dowodził, wraz z żoną Teresą, Andrzej ŻÓŁKIEWSKI. Muszę przyznać, że impreza była zrobiona z dużym rozmachem, uczestniczyło w niej ponad 300 jezdnych na koniach z wielu państw i kilka wszelkiego rodzaju zaprzęgów, od zwykłych wozów po piękne powozy. Nie można też odmówić gościnności gospodarzom, szczególnie pod naszym adresem, w myśl powiedzenia "Modiol, Lendiel kit ju borat…" czyli: "Polak, Węgier dwa bratanki i do szbli i do szklanki". I pod dyktando tego powiedzenia minęły nam te trzy, jakże wspaniałe dni. Tuż po przyjeździe zostaliśmy "tradycyjnie" powitani u bramy wjazdowej na teren ośrodka przez organizatorów w osobach: Székely Tibor - prezes "Związku Węgierskich Husarów i Pielęgnowania Wojskowych Tradycji" i Ezsias Vencel. Większość uczestników mieszkała w namiotach, jednak nam została przydzielona kwatera w pokojach gościnnych na terenie ośrodka wraz z huzarami z Austrii. Najważniejsza jednak sprawa, to iż na cały czas imprezy zostały nam przydzielone do wyłącznej dyspozycji konie, bo cóż by to był za występ ułana czy huzara na piechotę. Okazji tu temu było kilka, już w piątek po południu trenowaliśmy umiejętność pokonania "węgierskiego toru przeszkód", czyli władania lancą, szablą, skoki przesz przeszkody, przejazd tunelem, zsiadania i wsiadania na konia oraz przejazd ze sztandarem. Nie było tu jednak tylu pozorników jak w naszych tradycyjnych zawodach kawaleryjskich do szabli, a przede wszystkim do lancy, jednak różnorodność, ogólna ilość przeszkód i zadań do wykonania w "węgierskim torze" czyniła go bardzo efektownym. Tym bardziej, że my pokonywaliśmy go w galopie. W sobotę odbyła się pierwsza wielka, wielobarwna ze względu na różnorodność mundurów, defilada wszystkich uczestników, podczas której były prezentowane i krótko charakteryzowane poszczególne formacje. Z nieukrywaną przyjemnością muszę tu powiedzieć, iż mimo tego, że nasze kawaleryjskie mundury są jednolicie zielone, a nie wielobarwne i kolorowe jak u huzarów, to jednak nasz przejazd najpierw kłusem z lancami, a potem w pełnym galopie z dobytymi szablami, wzbudził na widowni największy aplauz i gromkie oklaski, a było nas tylko czterech. Warto by w przyszłości na takie imprezy wybrać się liczniejszą grupą i zrobić pełen pokaz kawaleryjskiego wyszkolenia. Natomiast w niedzielę do południa odbyła się druga parada. Następnie wszyscy uczestnicy ustawili się w trzech długich rzędach, aby jak to na niedzielę przystało uczestniczyć w krótkim nabożeństwie, po którym wszyscy otrzymali błogosławieństwo.
Było coś dla ducha, było też i coś dla ciała. Myślę tu oczywiście o kuchni węgierskiej, której specjałów mieliśmy okazję spróbować przez całe trzy dni, do tego wyśmienite wino, tokaj i nieodzowna palinka była dopełnieniem tej rozkoszy dla podniebienia. Niestety mimo, że spotkanie trwało aż trzy dni lub tylko trzy dni, czas było wraca do kraju z myślą, że nie była to ostatnia taka impreza na pięknej i gościnnej ziemi węgierskiej.
Opracował: por. kaw. och. Franciszek Paweł Żmudzki |
[«] powrót |
[»] zobacz galerię zdjęć |
|
|
|
|
|
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
,
|